#tymczasemwCH
Zanabywszy wozidło, paczałem w Twittera od środy (kiedy to dziecka zaczęły mniej płynów wydalać nosami niż innymi dziurami) co by się udać do Szato Dox na festiwal balonów i oblukać to wydarzenie, bo nigdy wincyj niż jednego, czy może dwóch balonów na raz latających na grzane powietrze nie widziałem, a obawiałem się, że w sobotę tłumy będą.
Niestety, dopiero w sobotę komunikat około południa potwierdził – będzie latane.
Wbrew obawom, na miejscu tłumów nie było. Może pogoda odstraszyła, może jednak wolą narty, fakt faktem, że spokojno szło zaparkować, a i przebijać się łokciami po terenie też nie trzeba było.
Dojeżdżawszy, poczęstowany zostałem pokazem lotniczym, przynajmniej Magda się dobudzić dała, bo reszta kimono jak Cię mogę (czyli dobrze się podróżuje chyba, ja przetestowałem drzemkę na parkingu pod Kerfurem i nawet zza kierownicy faktycznie nie musiałem się usuwać, tylko oparcie w dół).
Jak przyjechalim, kolejne ekipy się rozstawiały (po drodze zauważyłem już takie zbierające się z latania).
Zobaczyli kilka startów, baloniarze pokręcili się po dolinie, nie znam się kompletnie na tym, ale chyba za mało wiało, bo daleko nie dolecieli, a część dość szybko siadała w okolicy.
Co widać na załączonych obrazkach.
Dodaj komentarz