12 czerwca 2018 roku po raz pierwszy obejrzałem mecz piłkarski na żywo.
Wcześniej zdarzyło mi się to chyba tylko raz, w Lidzbarku, gdzie lokalni młodziki grali z nielokalnymi, gwiazdą był bramkarz ryczący niczym Chewbacca na nadbiegających atakujących.
Emocje były.
Na meczu z Litwą emocji nie zabrakło mi także. W końcu pierwszy raz byłem na meczu, na dodatek z synem, który też pierwszy raz był. Dodatkowo wkręcony pewną promocją w pewnej sieci… (Well played Ladybird).
Miejscówka bardzo spoko, w rogu, do płyty niedaleko, wsio na wyciągniecie ręki, a jednak nie.
Na wyciągnięcie, jak grali pod bramką Litwinów.
Emocje byli, gole wpadały, nawet przy drugim golu łezkę prawie uroniłem, falę meksykańską udawałem, nawet człowiek się zaczął przyzwyczajać, że niby telebim jest, ale powtórek za bardzo niet, gwizdów sędziego nie słychać, się zamyślisz, albo zagadasz z synem, no ale przyszła przerwa i druga połowa.
I się akszyn przeniósł na drugą połowę.
Tak, mam świadomość, że to nierówna walka była, że pewnie są miejsca z których bardziej widać akcję na stadionie (ale czy widać, kto te akcje robi?). Niby wziąłem lornetkę, ale z naszego miejsca terytorium wroga było tak spłaszczone, że widać było tylko jednowymiarowe postaci wycięte w 2D przerzucające piłkę między sobą.
Dopóki nie było kontrakcji (a trzeba przyznać, że pare kont Litwini wyprowadzili), to w zasadzie nie wiadomo było co robić.
Znaczy – wiadomo. Tłumaczyć, że jeszcze 25 minut i dogrywka, 20, 15, już zaraz, o dogrywka…
Pewnie w sytuacji meczu na bardziej wyrównanym poziomie (choć nie miałem wrażenia, że naszym piłka kleiła się do nóg, to jednak przeciwinikom – jeszcze bardziej) ten podział na miejsce akcji jest mniej odczuwalny.
Ale niewiele zmienia w moim głównym wrażeniu.
W TV wygląda lepiej.
Może nie jestem aż tak zwierzęciem stadnym, może byłem trochę zmęczony.
Ale tak jak w przeciągu ostatniego roku odkryłem, że dyscypliny, które w TV nie wzbudzają u mnie żadnych emocji – czyli drifting i żużel – na żywo okazują się być przeciwieństwem przekazu TV, tak tutaj stało się odwrotnie.
Hałas maszyn, zapach spalonych gum, czy metanolu to dodatkowe bodźce, które na mnie działają. Brak Szpakowskiego, szkółka dziecięca wydzierająca się za plecami, brak akcji przede mną, to bodźce które na mnie nie działają.
Dodaj komentarz