„Ty to strasznie się wkręciłeś w tą Mazdę.”
– bardziej stwierdziła, niż zapytała dawno nie widziana koleżanka, spotkana przypadkiem na Targu Śniadaniowym* gdzieś bodaj w okolicach czerwca. Z koleżanką nie widzieliśmy się hektar czasu, ale jesteśmy znajomymi na FB i widać wystarczająco przyspamowałem jej ścianę by była w stanie stwierdzić toto.
Początkowo coś oponowałem, ale po chwili przyznałem jej rację.
A to był dopiero początek sezonu.
Potem dopiero tak naprawdę się zaczęło wkręcanie.
I wykręcanie.
I nastawianie.
I wstawianie.
Cały ten sezon to była nauka, porażki i eksperymenty nie do końca trafione i te całkiem udane.
Ale nie tylko.
Dowiedziałem się, co oznacza tak naprawdę geometria i jak wpływa na zachowanie samochodu. Dowiedziałem się, czym się różni guma od gumy i na czym polega sztywność ścianki bocznej. Na czym polega przełożenie dyfra i jaki efekt ma niedokręcony akumulator na ukraińskich i innych wschodnich drogach (słaby).
Do tej pory nie dowiedziałem się, co się wydarzyło w hamulcach na Biłgoraju i czemu akurat u mnie klasyczny zestaw B6 i Eibachy nie zagrały.
No i, to najważniejsze – stałem się bardziej świadomy tego, co się dzieje z moim samochodem i ze mną w tymże. Na torze i poza nim. I mimo, że wiem, że droga przede mną jest nieskończenie długa, żeby być przynajmniej zadowolonym, to jednak patrzę do tyłu i widzę, że pokonałem kawał drogi i tak. I to, że wciąż dohamowuję, jakbym jeździł po mieście, to jednak tor drogi trochę poprawiłem.
Trochę.
Tutaj nie ma skończoności – zawsze będzie coś do poprawy, a u mnie jest tych rzeczy tysiące. Ale jednak widok dupki Subaru Imprezy WRX doganianej przez mój skromny pojazd, ze mną za kierownicą, to naprawdę fajny widok, dający sporo satysfakcji.
There it goes.
Długie to to, pierwszy przejazd to prawie 7 minut, potem trochę blooperów, na koniec przejazd w split screen, ale dla mnie jest bardzo ważnym świadectwem zeszłego roku. No i widać też parę akcji wyprzedzania Leona i puszczania wózków przeze mua.
To wszystko nie wydarzyłoby się, gdyby nie wsparcie w domu i tolerancja dla moich „hmm, zapisałem się na tor w sobotę” oraz zajebistej grupy ludzi skupionych wiadomo gdzie, organizujących eventy, a nawet rozgrywki i tworzących atmosferę. Dla mnie – niepowtarzalną.
A tymczasem – wzorem Himbera – czas pomyśleć o rozrywkach zimowych.
*- Przy okazji pozdrowienia dla koleżanki, oraz ekipy Można Mlaskać, która za chwilę rozpocznie zimową aktywność na Soho Food Market. Good luck guys i do zobaczenia.
Opos
Bardzo fajny opis, mnie też to wciągnęło.