Po raptem 1000 km dotarliśmy do ostatniego przystanku. Jeszcze nie w domu, ale już nie za granicą. Jazda autostradami (w przeważającej części) jest jednak mało interesująca, więc nie ma co się specjalnie rozwodzić. No może nad znakami na węgierskich stacjach, ale znaki w ogóle będą tematem osobnego wpisu, więc na razie pominę milczeniem.
W głowie sporo przemyśleń, co do kondycji świata jako takiego, oraz lampki check engine pomrygującej wesoło co jakiś czas.
Chyba nie jest to kwestia benzyny…
Dodaj komentarz