Poranek w Costa Bulgara był czystą przyjemnością.
Śniadanie szwedzki stół, basenik z zimną wodą, Morze Czarne, piekące słońce, pewnie tu wrócimy… Kiedyś…
Rozdzieliliśmy się na dwie grupy, ku przyszłości mające się spotkać na granicy. Akurat tak wyszło, że jadąc w kierunku wschód albo zachód, można było się spotkać w jednym miejscu na południu.
Muszę przyznać, że jestem pełen szacunku dla Bułgarów. Droga którą jechaliśmy, była równa jak stół szwedzki, było niemal czuć ikeowskie przetłoczenia na gumach.
Wciąż uczę się samochodu, a raczej zawieszenia.
Już od dawna (po staremu – 4 dni) wiem, że mam za mały skok sprężyny. Ino brakuje paru godzin, by pomachać wihajsterami. Ograniczam się do machania zaworkami na amorku. Różnica i tak jest ogromna i myślę sobie, że zdalne sterowanie tych zaworków, to przyszłość narodu. HSD przynajmniej, jeżdżącego po wioskach.
Granica z Turcją niczym już nas nie zaskoczyła.
W sumie nawet dość cywilizowana.
Tu papierek, tu stempelekj, tu parę euro bach wiza, tu papierek samochodowy i ubezpieczenie (zielona karta liberty direct NIE obejmuje Turcji – 25 euro w plecy…) i jesteśmy po drugiej stronie.
O ile podjazd od strony Bulgaristanu był OK (oprócz może 3, 4 kilometrów dziurek, na których za to spotkaliśmy ziomka z Częstochowy w Mazdzie 3 :) ) to jednak wyglądało to na drogę mocno podrzędną, to od strony tureckiej – szok.
Na bogato.
Jeśli droga wjazdowa do kraju ma być jakimś wyznacznikiem, to ten kawałek kryje czapką wszystkei S8, A2 i inne. Profil git, dodatkowy środkowy pas zagospodarowany rozsądnie, pusto na około…
I tylko szkoda, że nikt wcześniej nie powiedział, że autostrada do której prowadzi, jest płatna za pomocą ustrojstwa podobnego do Viatoll….
Jak się zorientowaliśmy, że jednak nie powinniśmy tak sobie pomykać, a właściwie, to F. się zorientował, uciekliśmy na trasę D100. Po drodze wzbudzając zainteresowanie bramek, objawiające się krótką syreną alarmową…
Wskoczyliśmy na drogę na Stambuł i wjechaliśmy w oko cyklonu.
Smrodom chemicznym nie było końca. PEwnie tak pachniała Łódź 100 lat temu…
Potem jechaliśmy przez Konstancin połączony ze Złotymi Piaskami, a potem wjechaliśmy w Stambuł.
I jechaliśmy
I jechaliśmy
I jechaliśmy
I jechaliśmy
I jak mi się wydawało, że byłem w paru dużych/ogromnych miastach, typu Nowy Jork, Londyn, LOs Angeles, Mumbai, to nic nie było mnie w stanie przygotować na te widoki…
Nawet nie umiem znaleźć słów.
Więc skupię się na ciągu dalszym.
Mając wskazówki z polski, skierowaliśmy się na plac Taksim.
Tak, ten plac. Do niedawna znany prawie nikomu (chyba, że był w Istanbule), teraz urosły do rangi niebywałej. A dla nas, do rangi placu, który objeżdża się godzinę.
W obstawie policjantów.
Muszę przyznać, że rok 2013 jest dla mnie rokiem odkryć.
Dzisiaj odkryłem, że jestem trochę tureckim taksiarzem.
I że to lubię.
Kojarzenie każdego centymetra pojazdu, precyzyjne wymuszanie pierwszeństwa, podjeżdzanie z lekkim piskiem i co najważniejsze – łapa zamiast kierunkowskaza…
That is me.
I’m Turkish (pierwszy wskaziciel w jakim filmie i kto gra terkisza dostanie magnesik ze Turcji)
< <właśnie muezzin odpala modlitwę>>
Policjanci wokół placu Taksim dzielnie urzędują i nawet nie zwracają uwagi, na Mazdy kręcące się podejrzanie w okolicy. Wielokrotnie.
To co najbardziej szokuje, to europejskość tego miasta, a przynajmniej tej części. A jednocześnie azjatyckość. Ale inna niż w Odessie.
Mimo wszystko, tutaj czuję się bardziej w Europie, niż w Oddesie.
Może to ten odesski sowiecki sznyt, a może to wielopasmowa droga ekspresowa na dojeździe do Stambułu, a może buspass po środku 3 pasmowej autostrady, a może to po prostu taka konstatacja. Będąca zwykłą cliche.
„Nothing is, what it seems”.
I takie wyprawy służą przekonaniu się. Co jest z Tobą i co jest z Twoimi bliskimi.
I się przekonujemy.
Że można Mazdą MX-5 NA dojechać do Istanbułu.
Klucząc.
(Przy okazji pozdrawiam autostopowicza z Polski wracającego z Armenii)
arturo_tiburon
zgłaszam się zodpowiedzią po magnesik ..tekst pochodzi z filmu Guy’a Ritchie pod tytułem Snatch win win win
adam
Co prawda moja mam odpowiedziała pierwsza, ale w złym temacie, więc będą dwa magnesiki!