Czemu to nasze Mazowsze jest takie płaskie?
Czemu, żeby pognać trochę po górkach, po wąskich dróżkach, po ciasnych zakrętach, trzeba zasuwać pińcet kilometrów przez pola, łąki, deszcze, A2, Wrocławie?
Czemu Hella&Harry mają wątpliwości, czy organizować takie akcje?
Czemu tylko raz do roku?
Siedząc w środku zimy, na środku płaskiego jak stół bilardowy Mazowsza, szczególnie doceniam te chwile pałętania się po drogach naszych południowych sąsiadów, spędzone za kierownicą Mazdy w październiku 2012 roku.
I nie tylko pałętania się.
Tutaj dygresja.
Uważam się za trochę poszkodowanego w punktacji końcowej, w zadaniu numer 8…
Uważam, że punktacja w tym zadaniu powinna być bardziej rozstrzelona, to znaczy zdecydowanie premiować pierwsze 5 miejsc, a nie tylko schodzić co jeden punkt.
Nic dziwnego, że tak uważam. W tej jednej akurat konkurencji – byłem pierwszy. ;)
Poza tym – perfekt. Jak rok wcześniej – miejscówki specjalinki, trasa przemalownicza, kolory jesieni i pogoda dopisały 100%.
No i atmosfera.
ALe to akurat nie dziwi w tym towarzystwie.
Prawda?
I to piszę ja – osobnik jakoś nieszczególnie udzielający się na codzień w spotach.
Sudeckie trasy powinny być publikowane w Lonely Planet.
Albo MX Planet. (Czy ktoś o tym pomyślał?)
Żeby nie było
Przejazd zwycięzcy :)
Na koniec parę konkretnych słów o miejscówkach.
Pierwszą noc spędziliśmy w Międzygórzu. My akurat dotarliśmy jako ostatni, a i wujek Gugiel trochę nam nie pomógł. Rano powitał nas piękny widok na góry i zaparkowane Mazdy. I traktor :)
Miejscówka w Zieleńcu, cóż… Była… L… wait for it… egendary…
Trzeba przyznać, że tak poza sezonem, to Zieleniec centrum rozrywki nie jest.
Chyba że my tam się zjawiamy….
P.S. Wpis ukazał się również na miatowej stronie podróżniczej.
Dodaj komentarz