Zima za oknami, w sumie fajna, ale człowiekowi ckni się za czymś cieplejszym już, więc postanowiłem sobie machnąć taki topilewenik… Pierwotnie, miały być to najlepsze koncerty w życiu, jednak szybko się okazało, że najlepszy jest tylko jeden, reszta nie daje się za bardzo poukładać, sklasyfikować. Zatem od 11 do 1 są one prawie równe. Numer 0 – jest numerem jeden. Uberkonzert.
11. Radiohead, Poznań 2009
Jak będzie widać dalej, w sumie te koncerty najważniejsze wydarzały się seriami. Niemalże. Radiohead w 2009 nie był dla mnie najważniejszym koncertem 2009 roku, ale mimo wszystko w jakiś sposób był ważny.
10. Jonsi, Sacrum Profanum Kraków 2010
W życiu nie jechałem tak szybko i niebezpiecznie, jak na ten koncert.
Korek w Radomiu, korek pod Kielcami i nagle się okazało, że z zapasu czasu został jeno niedoczas. Taki, że jak dotarlim pod bramy Huty, to powiedzieli „No passaran”.
Bo koncert się już dawno zaczął, a na dodatek, zaraz się kończy.
Ale jednak Pan wiceszef ochrony się ugiął, i własnym samochodem dowiózł nas do hali Accelor Mittal. I wiem, że ten koncert miał potencjał na bycie namber uan, gdyby nie nasza porażka.
Bo nawet ostatnie 20 minut było rozwalające…
9. Jane’s Addiction, Poznań 2009
Poznań w 2009 roku był kumulacją. Do tego stopnia, że kapele, które w tym roku występowały razem (NIN/JA) w Poznaniu musiały być osobno… Po co?
8. Czesław Śpiewa, Off Festival 2008
Gościu nie był wtedy jeszcze tak znany jak dzisiaj. I był taki sam.
Jak dzisiaj.
Pierwszy raz miałem okazję obserwować gościa, który za chwilę wyleciał w ogólną świadomość. Za sprawą jednego tylko kawałka.
A myśmy się w międzyczasie topili w bagnie :)
7. Tribute to 007
6. Beastie Boys, Heineken 2007
Straciłem telefon, ale byłem jakieś 20 metrów od sceny.
Swoją drogą, wtedy właśnie zapoczątkowałem tradycje tracenia telefonów podczas HOF, którą dumnie praktykuję do dzisiaj…
5. Faith No More, Heineken 2009
Kurde. Do dzisiaj pamiętam, jak wracałem autobusem nocnym i słyszałem ten kawałek lecący z kabiny kierowcy. Był 1994, może 1995.
It was easy.
4. Hey, Warszawa Agrykola 1994
Nie ma zapisów tego koncertu na jutubie, ale pamiętam go własnymi oczami i uszami.
Początek roku szkolnego, pod wezwaniem Warszawa-Berlin (Praha chyba jednak nie) na Agrykoli. Mój pierwszy koncert z Hey’em.
Hey’a w naszym „towarzystwie”, przynajmniej dla mnie, wprowadziła Karolina K.
3. Aerosmith, Warszawa 1994
Pierwszy, naprawdę duży koncert w Polsce. Best ever. I Aerosmith było wtedy na topie.
Stadion Gwardii – nigdy nie był na topie.
A jednak – do tej pory pamiętam Stadion Gwardii, jako miejsce, gdzie grało Aerosmith.
I nosiłem na barkach kuzynkę Wybieralskiego :)
2. Kult, Stodoła, 1994 (?)
Kasia O. zaprowadziła mnie kiedyś do stodoły na koncert Kultu. Pod koniec trochę mnie nudził, i w sumie tak pozostało. Pod koniec mnie nudzą. Ale mam w kieszeni bilety na KNŻ w marcu. Hmmm…
1. Pearl Jam, Torwar 1996, Katowice 2000, Heineken 2010
Torwar
Katowice
Chorzów
Gdynia
Każde z tych miejsc było dla mnie bardzo znaczące. Ostatni, wysłuchany samotnie w tłumie, był czymś w rodzaju closure.
0!. Sigur Ross Heineken 2006
W zasadzie to w ramach protestu wobec tego, o czym pisałem u góry, oraz celem wyluzowania się lekkiego, postanowiłem sobie przypomnieć najlepszy koncert na którym byłem w dotychczasowym życiu. I jest pewna szansa, że tak już pozostanie.
Czemu?
Ano wziął mnie tak kompletnie z zaskoczenia, wbił w trawnik, zmiażdżył i rozjechał po wielokroć po polu lotniska w Gdyni, że nawet nie miałem jak się bronić. Przyczyna była jedna – szedłem na ten koncert przy okazji służbowej bytności na HOFie i z ciekawości. Sigur Ros znałem pobieżnie, jedną płytę. Jeden kawałek wykorzystałem do timelapse’a i to by było właściwie wszystko.
Niestety, to doświadczenie sprawiło, że pewnie już nigdy nie będę na lepszym koncercie…
Chyba, że znowu coś mnie zaskoczy, jak ten czołg, znienacka…
Dodaj komentarz