110, 120, 130, 140, długa prosta, a potem długi szybki łuk w lewo, silnik wyje, na kierownicy czuć każdą „dylatację” pasa byłego lotniska gdzieś koło Ryk. wciskam hamulce i czuję, że teraz to one już mają wolne. yc e nou nou.
dociskam, dociskam bardziej i w końcu zaczynają hamować.
wchodzę w łuk z duszą na ramieniu i sercem w przełyku. albo na odwrót.
mimo iż wiem, że tak naprawdę, to prędkości które są śmieszne i mazda potrafi dużo więcej. moja walka, to nie walka z materią tylko walka z psyche.
chyba, że akurat hamulce „nie dawają”.
po chwili czuję swąd przypalonych okładzin.
pachną spalonym sprzęgłem.
Moto: Miata Mini Challenge – 2013.05.18 Runda 1 Lublinwww.plywaczewski.com | www.plywaczewski.com
[…] Znowu mam wrażenie, po jednych Kielcach i po jednym Lublinie, że taka jedna wizyta na tego typu torze, czyli krótkim i krętym, w przypadku Miat przynajmniej, wnosi więcej do poznania samochodu, jego granic, przeciążeń, kiedy odpuścić i na co można sobie pozwolić, niż 3 Ułęże. Na których same prędkości, dla takich świeżaków jak ja (ale z rozmów wiem, że nie dotyczy to tylko mnie) są po prostu, hmmm, z braku lepszego wyrażenia rzeknę – onieśmielające. I instruktor, przekonujący, że już teraz trzeba wchodzić w zakręt, niekoniecznie jest wiarygodny przy 120km/h… […]