Wczorajsza podroz byla na tyle meczaca, ze nie znalazlem juz w sobie sily o niej pisac.
Goraco, ale znosnie, poki localesom nie zrobilo sie zimno i nie zamykali okienek.
Na jednym checkpoincie przetrzepali nam bagaz, na szczescie bez torby ze statywem – Byloby sporo jebania sie z tym szajsem.
Po dotarciu oczywistym bylo ze najciekawszym fragmentem bedzie taksowka. I nie zawiodla! Tyle ze okazalo sie ze koles nie jest nawet taksowkarzem. Wlezlismy do jakiegos steranego forda, ledwo zmiesciwszy swoje pakunki i okazalo sie ze musimy jesCze zatankowac. Co oczywiscie wzbudzilo irytacje, ale w koncu te 20 pula kolo dostal przed dotarciem. Zawsze z nimi jakies jazdy sa. No, moze prawie zawsze, koles w windhoek wzial w koncummniej niz bylismy umowieni..
Sam lodge maly (najmniejsze pomieszczenie w jakim mielismy do tej pory przyjemnosc przebywac) ale mily. I tylko szkoda ze mamy tam tylko 2 dni dostepne, potem musimy szukac czegos nowego…
Dodaj komentarz