Budzimy sie w miare wczesnie i dosc szybko ogarniamy, wskutek czego zapada decyzja brzemienna w skutki. Wjazd na table mountain. Taksowka chwila moment i stajemy w kolejce. Luda sporo ale kolejka porusza sie zwawo.
W przeciwienstwie do mnie po zejsciu z gory, ktore to, calkiem slusznie, czynimy. Zajmuje nam to kiela 2h z hakiem, ale pol roku bez ruchu czyni swoje i ostatnie 45 minut to dla mnie meczarnia jakich dawno.
Powrot do miasta taksowka zlodziejska (oni to jednak sa wszedzie tacy sami) wiec trase konczymy nieco wczesniej i spacerkiem podazamy do centrum waterfront na pojedzenie i popicie.
Powrot do domu, mycie i w miasto. Cape town zdobyte! Z baru do baru od piwa przez springboka i shit in the woods do wodki z redbullem. Tance i pytanie barmana „where are you guys from?”.
Dodaj komentarz