Jako iż zdarzyło mi się kilka razy (3, może 4 dokładnie) zaktywować na fejzbuku. Po czym po paru minutach zdeaktywować – nie bywszy jeszcze gotowym na powrót do świata zalanym informacjami. W związku z tak niecnymi obyczajami pan Zukierberg postanowił mnie pokarać. Przy wczorajszej próbie aktywacji posłał mnie do oślej ławki na 24h, uprzejmie informując iż pośle umyślnego z niusem „że już możesz panie P sie pokazać u mnie”.
Szczerze mówiąc – dokłada to się do kolejnej cegiełki w murze wysprejowanym wielkimi literami „Nie nie nie dla powrotu na FB!”.
Choć ostatnio usłyszałem – „Nie ma Cię na fejsie to nie jesteś człowiekiem”. Oczywiście rzucone żartem, ale, czy aby tak do końca?
Muszę przyznać – jestem w rozterce.
Z jednej strony brakuje mi kontaktu ze znajomymi, który ewidentnie ucierpiał na deaktywacji mej. Ale może jest tak, że tylko mi się wydaje, że ten kontakt miałem. Bo jeśli nie mamy kontaktu bez FB, to cóż jest on warty? Z drugiej jednak strony, ileś tam relacji w zasadzie polegała dokładnie na odezwaniu się raz na jakiś czas, na krótkim komentarzu. Relacji, których inaczej by nie było w ogóle i może nie są one najważniejsze w życiu, ale przyjemne. Miło jest pokorespondować np. ze znajomymi co siedzą w Szkocji. Nigdy nie byliśmy aż tak blisko, żeby pisać sobie mejle, więc taka forma interakcji w zupełności na ten moment wystarczy.
A bez FB tego nie ma. I brakuje.
Ale, wcale nie brakuje mi mojego odruchowego zerkania w telefon jak akurat się nic nie dzieje, żeby zobaczyć co na fejsie. Ten krótki cykl życia informacji na FB sprawia, iż łatwo przegapić coś, co wmówiłem sobie że może być dla mnie super ważne. No ale właśnie – wmówiłem sobie taką obawę, że coś mnie ominie.
Okazuje się, że niekoniecznie są one tak ważne, i mogę bez nich żyć. I na światłach, zamiast wgapiać się w telefon mogę porozglądać się na około po ludziach…
A to ważne. Tu jest prawdziwe życie.
Dodaj komentarz