Trzy słowa ojca prowadzącego: „OMG”.
Pewnie za jakiś uda się zmontować coś więcej, na ten moment nie jestem w stanie się powstrzymać przed zamieszczeniem tego paszczowego i paszczurowego widło. Wiedziałem, że przybieram ciekawe pozycje za kierownicą – do tej pory bolą mnie nieco plecy z jednej strony, od wychylania się w prawo na jednym dość trudnym dla mnie zakręcie. Ale, że prowadzę przy użyciu języka i szczęki – tego nie wiedziałem :)
Ogólna różnica pomiędzy Ułężem (w wersji Miatowo-Wróblowej), a tym wydarzeniem – ogromna. Właściwie trudno porównywać. Organizacyjnie, oczywiście ogarnięte na najwyższm poziomie, przez Mistrzynię Zamętu. Są to jednak dwie różne imprezy…
Moje wrażenia są następujące:
1. Mimo początkowego rozedrgania (adrenalina na ćwiczenia jazdy bokiem, 3 wypadnięcia z trasy w tym jedno na tor na małej pętli) moje poczucie rozumienia tego samochodu wzrosło zauważalnie. Ćwiczenia w bardzo przemyślany najwyraźniej sposób w krótkim czasie budują zupełnie nową relację z samochodem. Brawo dla Panów z Szkoły Jazdy Subaru. Żal mi tylko, że przez te wypadnięcia z trasy przesunąłem się w układzie grupy i w rezultacie nie miałem przejazdu z instruktorem. Muszę popracować nad zakładaniem kontry.
2. Na takim śliskim torze opony co prawda dostają dużo mniej w kość, ale też taka sobie normalna szosowa po paru przejazdach przestaje dawać sobie radę. Może nie kompletnie, ale w zauważalny sposób traciłem przyczepność na przodzie. Oczywiście, nie oznacza to, że teraz lecę pędzę zakupy czynić, jednakże świadomość tego sprawia, że może jednak następnym razem pomyślę i czymś bardziej sportowym. Inna sprawa, że w czasie zakupu tych opon, kierowałem się myślą o częstszej jeździe Mazdą, zwłaszcza w dalekie rejony, również w deszczu. A nie po torze. Do przemyślenia.
3. Upał i słońce. Dawno nie byłem tak blisko udaru słonecznego. Na szczęście przerwa obiadowa wypadła w dobrym momencie i miałem szansę uzupełnić płyny (2 powerade, póltora litra 2, sok do obiadu podany). Czapka jednak by się przydała. Krem 15stka dał radę, oprócz nosa. Który jak zwykle się przyjarał.
4. Upał i jeszcze większy upał. Dzięki aplikacji Torque mogłem zobaczyć, że krótkie przejazdy po torze nie są w stanie przewietrzyć komory silnika za bardzo i temperatura powietrza na wejściu wynosiła ok. 70 stopni. Dużo. Myślę, że część utraty mocy można spokojnie przypisać tak rozrzedzonemu powietrzu. Może trzeba pomyśleć o jakimś CAI (Cold Air Intake) z rury od odkurzacza centralnego.
5. Utrata mocy. Popełniłem błąd jeden. Wiem, że mój silnik niedomaga, ale pojony benzyną 98 potrafi jeszcze z siecie coś wykrzesać. Moim błędem było dotankowanie 95tki do połowy baku z 98. ustawiłem się przy dystrybutorze bez 98 i już nie chciałem robić zamieszania. I to był błąd. Zamieszanie nikomu by nie przeszkodziło, a ja nie miałbym takiego poczucia, że mogłem mieć trochę lepszy czas :)
6. Lepszy czas. Pierwszy raz na pewno nie jestem ostatni w grupie :) Pomijam kwestię bestii typu Focus RS, czy Golf R DSG, czy nawet NB z kompresorem – najlepszy czas miał Tomek P w NA 1.8 NA 1.6 (lepszy od tej z kompresorem)… Moje straty jednak wobec nich uważam za całkowicie akceptowalne na poziom mojego jeżdżenia. Jednak wydaje mi się, że gdyby Miata zbierała się jak powinna, miałbym szansę na 2, może 3 sekundy lepsze czasy. Przy 13-14 sekund różnicy do prowadzących – to sporo.
7. Strach przed zbliżeniem. To chyba dla mnie najważniejsze – udało mi się zauważalnie zmniejszyć odległość do mijanych pachołków. 2 czy 3 razy nawet zbytnio :) Miata to jednak nie jest duży samochód i generalnie – mieści się. Pachołków zresztą nie uderzyłem, tylko zawadziłem krawędzią koła.
8. Atmosfera. Tego nie da się opisać, bo to trzeba zobaczyć, być i poczuć. Może nie było tak piknikowo jak na Ułężu (bo nie było na to czasu), ale poza tym wszelkie ficzery mazdowe zachowane. Żałuję, że nie mogłem zostać na afterku…
9. Powrót. Przepisowo, co by punktów nie nałapać. Poza tym, po takim dniu naprawdę – speed nie był potrzebny…
10. GoPro. W 2010 na Ułężu jako jedyny miałem GoPro HD. Teraz miałem wrażenie, że więcej samochodów z nimi, niż bez…
11. Szkoda, że do Kielc tak daleko. Mimo, że droga siódemka w coraz lepszym stanie, żal ściska, że nie ma takiego obiektu bliżej. Zwycięzca klasyfikacji mówił, żeby przyjeżdżać na SuperOesy. Może trzeba o tym pomyśleć? Raz do roku taka impra – naprawdę żal, żal, żal.
Buago
Fajna relacja, gdyby nie wyprawa na Hungaroring pewnie bym wpadł Miatką :)
Pozdrawiam
Moto: Miata Mini Challenge – 2013.05.18 Runda 1 Lublinwww.plywaczewski.com | www.plywaczewski.com
[…] mam wrażenie, po jednych Kielcach i po jednym Lublinie, że taka jedna wizyta na tego typu torze, czyli krótkim i krętym, w […]
Moto: Miata Mini Challenge - 2013.05.18 Runda 1 Lublin - miatasm.com
[…] mam wrażenie, po jednych Kielcach i po jednym Lublinie, że taka jedna wizyta na tego typu torze, czyli krótkim i krętym, w […]